lutego 02, 2011

Pierwsza umowa z DG

Nie spodziewałam się, tym bardziej po całkowicie koszmarnym styczniu, szybkiego przyspieszenia w realizacji finansowych celów na 2011. Ale czasem wyciągnięcie ręki z drugiej strony i zwykła ludzka życzliwość pomaga. Bez większych szczegółów piszę, że  w tym tygodniu (lub w poniedziałek) z DG spodziewam się podpisania pierwszej umowy, wprawdzie sezonowej, ale gwarantującej parę tysięcy przychodu za całość. Po podpisaniu i załatwieniu wszelkich formalności napiszę na co zwracałam uwagę.



Umowa będzie obowiązywać do wakacji - być może zdecyduję się ją przedłużyć, ale w innym zakresie i za inne pieniądze (czas - dostarczenie materiałów do publikacji).

Większość kosztów stałych na 2011 pozostaje na tym samym poziomie lub są lekko skorelowane o początki nieco wyższej inflacji/podwyżkę VAT. Oczywiście pomijam tu podwyżkę składki zdrowotnej z DG - rzecz z którą należy liczyć się co roku ze względu na jej konstrukcję jak i deficyt budżetowy ;( Tak więc dodatkowe przychody poprawią budżet na najbliższe miesiące i pozwolą (taką mam nadzieję) na odbudowanie FA i dodanie paru groszy do funduszu celowego - ponieważ będę potrzebowała niedługo nowego sprzętu do pracy.

Jestem zadowolona z jeszcze jednego, pozafinansowego powodu: umowa dotyczy czynności które lubię, dobrze znam i z którymi wiążę przyszłość. Można powiedzieć, że powoli wcielam w życie zasady głoszone przez Alexa Barszczewskiego :D oraz wszelkich bloggerów piszących o niezależności finansowej - robić to co się lubi, być w tym dobrym i na tym zarabiać.

Naturalnie pozostałe źródełka przychodów z DG będą dalej podtrzymywane - tylko wymagają więcej starań, biegania wokół nich. Nie wyznaję gloryfikowanej zasady "jak tu zarobić, by się nie narobić". Nie potrafię cenić czegoś, co nie przyszło z pewnym trudem. Z łatwymi pieniędzmi, chociaż pozostają marzeniem wielu lottomaniaków, nie wiedziałabym co mam zrobić. Miałam ostatnio trochę czasu na porządny rachunek sumienia i podsumowanie własnych działalności. Wiem, wiem - mocno to zaprzecza gloryfikowanej na blogach finansowych zasadzie.



6 komentarzy:

  1. Witam :) Jestem Twoim nowym czytelnikiem. Co do wpisu, to skoro już się pochwaliłaś, to może trochę więcej szczegółów? Bo tekst rozbudza ciekawość, ale pozostawia czytelnika w niewiedzy ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Zatem witam :)
    Tak jest specjalnie ;) staram się nie przekazywać za wiele - raz, że to moje osobiste życie i nie chcę wszystkiego wywlekać, dwa - tajemnica handlowa. Umowa dotyczy publikacji podatkowych. Pisać uwielbiam, i to od lat, więc dlaczego nie?

    O praktykach różnych umów i na co zwracać uwagę - będzie osobny wpis.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mozesz mi oddac wygrana z lotto, ja ja zagospodaruje ;-) Ja pozostaje przy zasadzie, zarobic i nie narobic sie czyli najlepiej zarobic jak najwiecej za wykonywane czynnosci i udoskonalac to jeszcze bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jedno nie przeczy drugiemu ;)
    Cenienie własnych usług i pracy inaczej przychodzi, kiedy za leżenie brzuchem do góry oczekujesz zapłaty i za rzeczywiście coś wykonanego. Ale nie jestem zwolenniczką zaharowywania się na śmierć za grosze, trzeba mieć swój złoty środek. Może też dlatego szczęśliwcy z lotto tak szybko pozbywali się pieniędzy... Ceniłabyś coś, co przyszłoby bez absolutnego wysiłku? Ja nie bardzo... Sama u siebie opisujesz formę pracy głównie właśnie za coś, przy projektach, więc chyba nie jesteśmy tak różnego zdania ;)

    Łatwe pieniądze szybko się rozchodzą, zostawiając większe dziury, ot co.

    OdpowiedzUsuń
  5. Lotto nie przyszloby bez wysilku ;-) W koncu ktos te kupony kupowal i placil za nie za kazdym razem ;-) (akurat u mnie samo sie gra przez inernet). Takze bylaby to nagroda za wysilek kupowania kuponow i finansowego wkladu wlasnego.

    Opisuje na blogu prace za pieniadze, bo lotto cos nie chce mi dopisac ;-) Jak dopisze to dobrze zagospodaruje i nic nie rozejdzie sie.

    Czytajac wypowiedzi osob, ktore wygraly w UK, to wiekszosc z nich mowi, ze najpierw kupi sobie samochod (wiekszosc mezczyzn wspomina Land Rovera), potem pojedzie na wakacje i kupi dom albo splaci kredyt. Ja nie potrzebuje Land Rovera, ktory blyskawicznie traci na wartosci i jest awaryjny, ani drogich wakacji, wiec bede miala latwiej :-)

    OdpowiedzUsuń