Patrząc na planowanie swojego własnego urlopu i konfrontację z rzeczywistością na wyspie, sprawdziła się niestety pewna zasada, którą chyba powinnam oprawić w ramkę, powiesić na ścianie i spoglądać przez cały rok by być przygotowaną na kilka niemiłych niespodzianek na urlopie.
Policz z dużym zapasem planowane i nieplanowane wydatki, podsumuj a potem dodaj jeszcze połowę z nich. Spokojną w miarę głowę możesz mieć dopiero z tak otrzymaną kwotą :)
W szczególności jadąc do nieznanego wcześniej miejsca (może być również w kraju), nie jesteś w stanie oszacować i dokładnie przewidzieć tamtejszych cen. Nawet podczas bardzo zorganizowanej wycieczki, gdzie o 99% potrzeb będzie dbał organizator (czy ktokolwiek inny), zawsze znajdzie się coś, czego nie przewidzisz. I nie mówię tu o losowych wypadkach typu potrzeba wizyty u lekarza czy w aptece. Pół biedy, jeżeli nic to nas nie będzie kosztować...
Policz z dużym zapasem planowane i nieplanowane wydatki, podsumuj a potem dodaj jeszcze połowę z nich. Spokojną w miarę głowę możesz mieć dopiero z tak otrzymaną kwotą :)
W szczególności jadąc do nieznanego wcześniej miejsca (może być również w kraju), nie jesteś w stanie oszacować i dokładnie przewidzieć tamtejszych cen. Nawet podczas bardzo zorganizowanej wycieczki, gdzie o 99% potrzeb będzie dbał organizator (czy ktokolwiek inny), zawsze znajdzie się coś, czego nie przewidzisz. I nie mówię tu o losowych wypadkach typu potrzeba wizyty u lekarza czy w aptece. Pół biedy, jeżeli nic to nas nie będzie kosztować...
Kiedy jeździłam na wycieczki autokarowe, miałam zasadę, że na wydatki na miejscu trzeba przeznaczyć tyle samo, ile wydało się w biurze podróży. I to się generalnie sprawdzało.
OdpowiedzUsuńPrzy wycieczkach samolotowych jest lepiej, a jak podliczyłam swój ostatni wyjazd, stwierdziłam, że poza kosztem wycieczki i opłatami za wstępy, wydałam tyle co w domu.