lipca 13, 2010

Pieniądze nie są ważne...

Nieco ostatnio zboczyłam z kursu, zahaczając głównie o tematy ogólne. Dzisiaj temat specjalnie dla Pań o jednej z ich ulubionych słabostek - zaprzeczaniu i udawaniu, że pieniądze nie mają znaczenia, że nie są ważne (dla nich).

Tak, napiszę otwarcie, że to jedna z ulubionych słabostek Pań. Może nie najukochańsza, może nie najpowszechniejsza, ale na pewno jedna z ulubionych u osób, które jej ulegają.

Większość z nas pracuje na etacie albo w pocie czoła w inny sposób zarabia pln'y. A mimo to zaprzeczamy, że pieniądze nie są ważne, to nic, drobnostka. Że najważniejsza jest atmosfera w pracy, rozwój, satysfakcja. Harujemy w pracy 8 godzin, potem drugi etat w domu. Oddajemy jakieś 40% naszego życia za wynagrodzenie. I ono "nie jest ważne".

Pracę zmieniamy najczęściej, bo ktoś zaoferuje więcej. To najczęstszy czynnik tłumiący strach przed nowym pracodawcą, środowiskiem i obowiązkami.

Jak często Panie wybierają partnera, którego status materialny zapewnia bezpieczeństwo lub chociaż jego iluzję? Taka osoba ma większe powodzenie. Tak, to też pieniądze.

Bardzo wiele par i rodzin regularnie kłóci się z powodów finansowych. Powodów jest milion i jeden:  pieniądze, które niby nie są ważne. Spadek, rozwód i od razu nagle wszyscy uznają, że jednak są ważne. Najważniejsze.

Pieniądze utożsamiane są z władzą, z czymś złym. Boimy się otwarcie przyznać, jak ważną rolę pełnią w naszym życiu.  Boimy się, że uznają nas za chciwe, wredne, pazerne. Uganianie się za korzyściami finansowymi (chociażby w życiu zawodowym) jest u kobiet postrzegane negatywnie, za przejaw skrajnego egoizmu - więc większość z nas stara się to schować. Panom społeczeństwo wybacza, ba, zachęca do pogoni za korzyściami finansowymi bo widzą w tym "dobro rodziny".

Niejedna z nas na myśl o pieniądzach, na pytanie o to, kto rządzi nimi w rodzinie, czuje się zwyczajnie zakłopotana. A ile rachunków opłaciłaś, jak często starałaś się domknąć budżet... Uważasz, że to nie są pieniądze. No ba. Że to nieważne. Opłacasz codzienne rachunki, a nie znasz rodzinnych oszczędności. Decyzje są podejmowane bez ciebie bądź za ciebie. Albo całkowicie przez ciebie. I mimo to z uporem powtarzacie - pieniądze nie są ważne.

Uwielbiamy zaprzeczać. A potem wmawianie sobie zamienia się w wiarę.

Do znudzenie znam statystyki różnic w zarobkach Pań i Panów, także te na niekorzyść Panów. Znudzenie wywołują we mnie utarte schematy, które niby tłumaczą te dysproporcje, przyzwolenie i karby które są narzucane w pracy zawodowej (mogliby wymyślić coś odkrywczego w końcu). Cieszę się jednak, że mimo wszystko - te właśnie schematy spowodowały, że dano mi możliwość pofolgowania innym słabościom. Pracuję przy obsłudze klientów, czyli w tradycyjnie damskiej domenie, doradztwo dot. DG i podatków. Pracuję naprawdę w tzw. damskim getcie czyli środowisku zawodowym złożonym głównie z Pań. Mentalność ludzi wokół mnie nie zmieniła się, zmieniłam się sama.

Poprzednią pracę zmieniłam z powodów czysto finansowych. Zaryzykowałam, bo uważałam, że pieniądze z pracy są ważne i w końcu się przyznałam przed samą sobą.

Po to pracuję, by móc się utrzymać i mieć fundusze na wszystko pozostałe. Czy to było złe? Nie, na pewno nie było. A mimo to czasem ja sama folguję słabostce - udaję przed innymi, że ten temat jest nieważny. Tak łatwiej. Istoty sprawy jednak nie zmienia.

3 komentarze:

  1. Hm, wydaje mi sie, ze jednak troche generalizujesz. Albo masz wokol siebie inne kobiety. Najbardziej draznia jednak dysproporcje w zarobkach pomiedzy kobietami, a mezczyznami. Moj maz ostatnio stwierdzil, ze lepiej jesli bede dla niego szukala wiecej klientow, niz zebym sama kombinowala z dodatkowa praca... cos w tym jest. Co jednak nie zmienia faktu, ze wole sama dla siebie czegos szukac, i dostawac za to kase, niz ona ma isc oficjalnie na konto meza, a potem dopiero do mnie. Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że generalizuję! Taki sposób myślenia opisany przeze mnie to typowy stereotyp zachowania, jaki się nam i innym narzuca, ale przecież nie każdy z nas im ulega. Całe szczęście :)

    Mężatką nie jestem, jednak mam wrażenie patrząc z boku na znajome pary i rodziny, że mężczyźni w związkach starają się jak najbardziej uzależnić także finansowo kobietę (czego czasem żałują oboje) a jednocześnie bardziej szanują kobiety, które potrafią być niezależne. To tylko subiektywne wrażenia ;) ...a to co my wolimy wbrew ich woli jeszcze bardziej ;-)

    Dysproporcje mnie drażniły i pewnie niejeden raz tak się stanie, lekarstwem jest jedynie próba wyminięcia tego, co w danym przypadku jest możliwe. Stąd np. zamierzam w przyszłym roku podejść do egzaminu na doradcę podatkowego. Nie można poddawać się, bo to najgorsze co może być, tylko utrwala stan będący przyczyną irytacji.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uff, no to mnie uspokoilas! Z drugiej strony w pracy nie jestem otoczona kobietami, a te ktore tutaj sa, sa dosc zaradne zyciowo. Cale szczescie.

    Co do mezczyzn... zgadzam sie z toba, ze staraja sie uzaleznic kobiety. Czasem moze to nawet wychodzi tak od tak sobie, bez glebszych przemyslen. Zarabiaja wiecej, wiec to z "finansowych powodow" kobieta rezygnuje z pracy. A potem to wszystko sie poglebia. Na szczescie trafilam na inny model, a moze inny wypracowalam mowiac od poczatku, jak sobie wyobrazam zycie we dwojke. I teraz jest to cos naturalnego. Najgorzej wydaje mi sie, stac sie owieczka w okresie poczatkowego szalonego zakochania... pozniej trudno to zmienic, bo ludzie sa mimo wszystko stworami kierujacymi sie rutyna.

    Dysproporcje mnie draznia... dlatego wlasnie nie poslucham "dobrej" rady meza, heheh.

    OdpowiedzUsuń