lipca 08, 2010

Koszty zaniechania

Wczoraj - jak spora część Wrocławian - oglądałam jak dwie drużyny ganiają się po zielonej murawie w poszukiwaniu swoich pięciu minut. Zasiadłam w fotelu owinięta w koc mimo letnich temperatur (choroba mną telepie), przygotowałam co trzeba i oddałam się ziewaniu przez większą część widowiska. Mecz generalnie nie za ciekawy dla mnie, pod koniec jednak było gorąco - desperackie próby niemieckiej drużyny, by strzelić gola i desperackie zagrywki hiszpańskiej, by do tego nie doszło... Analogia do życia niemal idealna. Ileż to razy ganiamy jak te małe ludziki po zielonej murawie, motając się z przeciwnościami albo usiłując złapać okazję i licząc na cud? Podobnie ostatnio działa BP.

BP ma wiele problemów, z czego najważniejszy - mogący doprowadzić do całkowitego upadku wielkiej firmy - powstał, ponieważ w BP liczono ważność kosztów jako prawdopodobieństwo zdarzenia wypadku do kosztów jego przeciwdziałania. Mowa oczywiście o katastrofie z wyciekiem ropy na Zatoce Meksykańskiej. Tak samo setki tysięcy ludzi powiązanych z koncernem teraz walczy z przeciwnościami losu, jakie na nie spłynęły albo liczy na cud. Są to wypadki skrajne, ale pokazują bardzo dobrze schematy ludzkiego zachowania. Większość z nas postąpi jak zarząd BP (lub ktokolwiek odpowiedzialny za koszty), policzy prawdopodobieństwo zdarzenia i koszt przeciwdziałania zdarzeniu zamiast policzyć koszty ewentualnego zdarzenia i koszty zaniechania.
BP wydało wiele miliardów na walkę z wiatrakami czyli likwidację wycieku. Dlaczego? Ktoś kiedyś policzył, że prawdopodobieństwo wycieku jest niewielkie i chciał zmniejszyć koszty przez eliminację zabezpieczeń zdarzeń, których statystycznie rzecz ujmując nie ma się co obawiać. I jaki efekt? Naprawa skutków potrwa dziesiątki lat, będzie kosztowała wielokrotnie więcej i już dotyczy znacznie większej grupy osób niż bezpośrednio powiązanych z koncernem. Adwokaci od odszkodowań w USA zapewne zacierają ręce od popytu na ich usługi.

Bardzo rzadko zadajemy sobie pytanie: co by było gdyby... i dodajemy na koniec katastrofalną wizję wypadku, ciężkiej choroby, utraty najbliższej osoby (niekoniecznie w znaczeniu śmierci, równie dobrze może być to rozwód, zaginięcie, utrata władzy umysłowej). Jeszcze rzadziej ktokolwiek z nas zastanawia się nad kosztami naszych zaniechań - i to nawet nie finansowych. Cóż, prawdopodobieństwo, że za najbliższym rogiem przejedzie cię ciężarówka nie jest wysokie. Rozwodu już nieco wyższe, podobnie choroby, utraty pracy, bliskiej osoby (każde życie kończy się przecież śmiercią, czas jest jedynie nieprzewidywalny).

Niektórzy w tym momencie zaczęliby proponować ubezpieczanie się i tego typu zabiegi, ja napiszę bardziej prozaicznie: uporządkuj swoją sytuację! A nawet sytuację innych, których życie na ciebie wpływa.

Króciutki test:
  1. Czy potrafisz bez zająknięcia powiedzieć, w którym banku twój mąż/żona/partner ma konta?
  2. Kto dziedziczy po tobie gdyby nie było testamentu?
  3. Czy majątek, na który oboje pracowaliście, w świetle prawa należy do was?
  4. Czy sama sporządzasz/sprawdzasz swoje zeznania podatkowe?
Pytań mogłoby być o wiele więcej, ale wystarczy, że na którekolwiek z w/w odpowiedź brzmi NIE, to czas najwyższy to zmienić!

1. Sytuacja finansowa.
Nikt nie każe ci kontrolować wydatków i przychodów innych osób, powinnaś mieć jednak chociaż podstawowe rozeznanie w sprawach finansowych swoich bliskich. Jeżeli jesteś mężatką i jak większość kobiet, masz majątek wspólny z małżonkiem, musisz znać sytuację albo bez problemu uzyskać informację w razie kłopotów. Tak samo twoi bliscy nie powinni mieć z tym kłopotu, gdyby tobie się coś stało.
Spisz na kartce nazwy banków, oddziałów gdzie masz/macie konta i wszelkiego rodzaju majątek. Uporządkuj, posegresuj wszelkiego rodzaju dokumenty zakupów, dowody zapłaty za rachunki, rozliczenia podatkowe, dokumenty dotyczące kredytów, domu, samochodów, swojego zdrowia i złożonych zeznań podatkowych za 5 lat wstecz. Upewnij się, że te informacje w razie nieszczęścia będą dostępne dla osoby ich potrzebującej - ciebie czy twoich bliskich. Jeżeli spisałaś testament - powierz informację osobie zaufanej, bądź uprzedź całą rodzinę i każdego wroga włącznie ze wścibską sąsiadką ;-)

2. Sytuacja zdrowotna.
Znasz swoją grupę krwi? Bierzesz leki bądź tzw. suplementy? Czy ktoś z twoich bliskich chorował np. na serce bądź raka? Czy jest ktoś, kto w razie choroby ma upoważnienia do podejmowania decyzji i podpisywania za ciebie?
Zdrowie to kwestia bardzo indywidualna i nie ma tu idealnej recepty. Idź zarejestruj się jako honorowy dawca krwi  - dowiesz się za darmo o grupie krwi i przebadają twoją krew (przy okazji dostaniesz karton czekolad ;P), a jeżeli jesteś singlem upoważnij najbliższą osobę by mogła np. wyrażać zgodę na leczenie/operację kiedy ty nie jesteś w stanie (wystarczy 10 min. u notariusza plus kilkadziesiąt zł opłaty za bezterminowe upoważnienie). Bierzesz leki - zapisz jakie (np. w portfelu). W rodzinie była poważna choroba, być może dziedziczna - zostaw odpowiednią informację w dokumentacji.

3. Jak najłatwiej poróżnić rodzinę?
Nie ma to jak skłócona o pieniądze ze spadku rodzina, albo totalne zaskoczenie po ustawowym podziale majątku....
Sprawdź, kto po tobie dziedziczy lub po kim ty dziedziczysz (także z kimś!). Z doświadczenia wiem, że ta sprawa staje się niezmiernie ważna, kiedy w rodzinie są małoletnie dzieci.
Jestem singlem, mam siostrę, rodziców i nieletniego brata, a na karku kredyt hipoteczny. Nie zostawię losowi możliwości, że rodzina będzie zmuszona iść do sądu rodzinnego, by opchnąć obciążone kredytem mieszkanie, które w dodatku dziedziczą w częściach - tylko dlatego, że nie chciało mi się  siąść na 5 minut i spisać testamentu. Wprawdzie brat bezpośrednio po mnie nie dziedziczy, ale rodzice młodzi nie są.
Mój majątek i moje długi - ja sama decyduję, prawodawcom dziękuję. Zaraz po zakupie napisałam testament, o którym wie siostra (i zna jego dokładną treść). Namówiłam też siostrę - kredyt i mieszkanie jest wspólne, a więc jej jakiekolwiek nieszczęście oddziaływuje też na mnie.
Nie liczcie na szczęśliwy los albo że rodzina będzie miała te samo pomysły co wy.

4. Majątek.
Nie ma żadnego rozsądnego powodu, dla którego majątek, który budowałaś, nie ma być twój. Prawo rozsądne nie jest jednak. Jesteś żoną? Odkurzacz możesz kupić sama, samochód też, ale już do jego sprzedaży potrzebujesz podpisu męża. Kupujecie rzeczy wartościowe w trakcie trwania związku, zadbaj o to, byście oboje byli wymienieni jako właściciele. Kupujesz rzeczy ze środków zgromadzonych przed związkiem, albo ze spadku albo z darowizny (np. od troskliwych rodziców)? Zadbaj o to, żeby w dokumencie zakupu znalazł sie zapis, że pieniądze pochodzą z twojego majątku osobistego albo móc w inny sposób udowodnić, że pieniądze na to nie były wspólne.
Single też mają tutaj spore pole do popisu - zbyt często jesteśmy niefrasobliwe (bo sytuacja rodzinna nie ciśnie), nawet wobec dalszych krewnych i zupełnie obcych osób.

5. Podatki.
Punkt nie ominięcia dla mnie, hehe. Nie musisz być superekspertem, od tego są ludzie kształcący i praktykujący latami.
Policz to, co obliczono na zeznaniu, jakie podsunięto ci do podpisu - pola na deklaracji zawierają opisy, jak są liczone (np. suma pól nr 34, 54 i 72). Poznaj podstawowe zasady podatkowe, sprawdź co można odliczać w twoim przypadku. Sieć i gazety w marcu-kwietniu każdego roku roją się wręcz od takich informacji. Szczegóły nie zawsze są oczywiście poprawne ;p ale obowiązujące zasady są powtarzane co roku do znudzenia. Kiedy się zmienia coś istotnego - trąbią na kilku portalach.
Co ci to da? Ponoszenia odpowiedzialności za podpisany stek bzdur. Czasem nawet doświadczeni zawodowcy robią czeskie błędy, źle wstawią przecinek, podliczą, przepiszą, itd. A płacisz ty.

Kończąc ten przydługi wpis, ujmę krótko jego sens: uporządkuj swoją sytuację. Nie musi cię to kosztować niczego poza odrobiną wysiłku umysłowego i zapisaniem kilku kartek, a może przynieść najwyższą stopę zwrotu, jaką widziałaś w życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz