czerwca 30, 2010

Oszczędzanie vs budżetowanie – kilka przemyśleń własnych

Nie tak dawno Frugal na swojej stronie stworzył dosyć ciekawy wpis dotyczącej rzeczy, o której większość "oszczędnych" zapomina. Lekturę jego bloga polecam serdecznie jako czytelniczka od samego początku (podpisuję się jako Arik najczęściej ;) ), jednakże może od razu wyjaśnię – post dla mnie egzotyczny, bo z samej mojej definicji oszczędności oszczędzać nie można.

Wiele blogów i innych stron w sieci zawiera mnóstwo porad, w jaki sposób oszczędzać, mniej wydawać, ograniczać stałe i przypadkowe koszty, aby "móc zaoszczędzić". Sama nieraz z nich korzystam, bo uważam że rozsądne gospodarowanie pieniędzmi to podstawa, którą opanować powinien każdy. Ale dla przeciętnego czytelnika małym prysznicem jest przytoczony post Frugala. Chociaż brak mi tu lepszego słowa synonimu niż "pilnowanie wydatków", na pewno brzmi ono mniej szumnie niż "oszczędzanie". Powstrzymywanie się od wydatków czy szukanie sposobów by za rzeczy konieczne zapłacić mniej dla mnie nie jest żadnym oszczędzaniem. Przykład? Prosty.

Lubię buty (większość kobiet lubi ;), podobały mi się kiedyś fantastyczne czerwone szpilki. Wręcz "chorowałam na nie", były jednak dla mnie stosunkowo drogie i wiedziałam, że jeżeli je kupię pewnie nie domknę budżetu na dany miesiąc. Czy to, że ich nie kupiłam, stanowi oszczędność? Zdecydowanie nie. To tylko pieniądze niewydane, bez względu na to czy je miałam czy nie.
Decydując się na kablówkę, wybrałam prosty pakiet podstawowy plus internet. Chociaż z przyjemnością czasem obejrzałabym coś więcej, nie wybrałam wypasionego pakietu dodatkowych kanałów tematycznych. Czy rozsądny wybór pakietu był oszczędnością? Ależ nie. Tylko kolejnym wydatkiem, i to dodatkowym (wcześniej nie miałam tv, tylko internet w wynajmowanym mieszkaniu). Ale też rezygnacja z droższego pakietu na tańszy też oszczędnością też nie jest.

To, co nam zostaje w portfelu to dla mnie są oszczędności. Na nic nam się nie przyda powstrzymanie się od jednego zakupu, ograniczanie większych wydatków do mniejszych, a wydanie całego budżetu miesięcznego. Nie będzie to żadna oszczędność, tylko inne rozplanowanie lub nie wydatków.

Oszczędności to nie jest niewydawanie. Oszczędności to to, co nam zostaje, jak skończymy wydawać (nie przed ani w trakcie). Więc wszelkiego rodzaju wysiłki zmierzające do małych i większych oszczędności są właściwie wyłącznie budżetowaniem. Po to wydajemy tyle a tyle, szukamy tańszych rozwiązań, powstrzymujemy się od spełniania każdej zachcianki, by zmieścić się w swoim własnym budżecie, by nie wydać więcej niż mamy. Chociaż uważam, że należy pilnować i uważać na wydatki, nie uważam tego za oszczędność, bo powstrzymanie się od wydania albo wydanie na coś innego dla mnie nie stanowi żadnej oszczędności. Oszczędność to efekt. Jak go nie ma, nie ma oszczędności.

Dopóki nie zrozumiemy tej istotnej różnicy - zamiast oszczędzać, cały czas będziemy tylko próbowali zmieścić się w budżecie i da nam to jedynie tyle, że nie popadniemy w długi.

1 komentarz:

  1. chcialam skomentowac, napisalam dlugi komentarz, i go wcielo, po wpisaniu hasla. Strasznie ciezko z tymi zabezpieczeniami.

    OdpowiedzUsuń