czerwca 17, 2010

Dlaczego nie wezmę udziału w wyborach?

Temat wpisu nieco prowokacyjny, szczególnie wobec ostatniej "gorączki" w Internecie przed wyborami. Sieć na pewno jest pełna rozmaitych opinii, dlaczego jeden kandydat jest lepszy od drugiego, jak wybrać "mniejsze zło" czy wręcz dumnych deklaracji dlaczego nie odwiedzą pracowników konkretnej placówki wyborczej i nie dadzą im zajęcia.

Mój powód jest bardzo prozaiczny, można nawet powiedzieć na czasie.

W miesiącu listopadzie AD 2009, kiedy za oknem panowała plucha, temperatury prawdziwie zimowe, Kret i jej siostra wpadły na pomysł wspólnych wakacji, urlopu z dala od codziennych trosk i polskiej zawiści. Wybór po licznych dyskusjach padł na wybrzeże słonecznej Hiszpanii, po czym rozpoczęło się Wielkie Planowanie. Już w grudniu zaowocowało wczesną rezerwacją terminu na czerwiec, co za tym idzie również znajomością formalnego kosztu oraz dużymi zniżkami. I tak nieoczekiwanie doszedł koszt w postaci nieuczestniczenia w wyborach...

Ponieważ już w grudniu urlop został przez nas zaplanowany, rezerwacja zrobiona, potem pozostały   do organizacji nieco mniej ważne rzeczy typu sprawdzenia fotografii w paszporcie (wiadomo, kobieta zmienną jest.. ;P ), wymiana waluty na euro, pakowanie, EKUZ, etc.

Patrząc jednak na współpracowników – koleżanki (częściej wspominają) i kolegów z pracy, trudno pominąć fakt, że urlop jest bardzo rzadko planowany, a na pewno nie jest planowany na tyle wcześnie by można było skorzystać z zalet wczesnego planowania.

Rozumiem jak najbardziej, iż są sytuacje i osoby które na planowanie urlopu nawet miesiąc wcześniej pozwolić sobie nie mogą. Wszystkich, całej populacji wszakże nie dotyczy. Czy brak jakichkolwiek planów wynika z powszechnego przekonania "jakoś to będzie"?

Kilka lat temu pracowałam w Mielnie (dla nieobeznanych z tematem: imprezowa wakacyjna stolica plażowego lansu), przy obsłudze gości zagranicznych i polskich. W sezonie mniej więcej połowa gości była niemieckojęzyczna. Uderzyło mnie kilka prawidłowości dotyczących rezerwacji terminów.

Niemieckojęzyczni goście (a także polskojęzyczni, ale zamieszkali w Niemczech) zazwyczaj rezerwowali z dużo większym wyprzedzeniem. Nie było problemu dla nich z zaliczkami, nie dziwiła prośba o potwierdzenie po jakimś czasie. Raz tylko zdarzyła się sytuacja, że goście zadzwonili dzień wcześniej. Często wśród osób prowadzących rozeznanie byli mężczyźni, można powiedzieć, że mniej więcej 1/3.

Goście z Polski zaczynali dzwonić, pisać maile w maju (gdzie większość terminów jest już zarezerwowana). Zaliczka to dla nich problem. Notorycznie zdarzały się rezerwacje, które potem były niepotwierdzane (dzwonisz do klienta, który dokonał rezerwacji, a on udaje, że nic nie wie - zamiast krótkiego odwołania). Zdecydowana większość pytających i dokonujących formalności to kobiety (zwłaszcza młode mamy z dziećmi bądź babcie z wnuczkami). Może jedna dziesiąta albo nawet mniej pytających i dokonujących formalności to panowie (w większości mogę powiedzieć, że prowadzący własną firmę lub na stanowiskach kierowniczych).

Takie obserwacje prowadzą do niezbyt budujących wniosków. Czy nasze społeczeństwo wymusza takie zachowania na przyszłych turystach (zwłaszcza paniach)? Jakoś trudno uwierzyć w taką koncepcję do końca. Czy może nie jesteśmy przyzwyczajone do pewnych standardów i działamy według utartego schematu? W końcu jak w latach poprzednich się udało, w tym też powinno...

5 komentarzy:

  1. Mnie samej myśl o planowaniu wyjazdu z półrocznym wyprzedzeniem i rezerwowaniu noclegów wydaje się straszna:)Kojarzy mi się z wczasami rodzinnymi z dzieciństwa, ze znienawidzonymi i obowiązkowymi posiłkami "na godzinę"itp. Nie lubię planować odpoczynku.Owszem, zwykle mam plany na kilka lat naprzód, ale to dotyczy raczej kraju/regionu, który chcę odwiedzić. A potem przecież wystarczy wsiąść w pociąg, zabrać rower i jechać. Nocleg zawsze się znajdzie, mogę w każdej chwili pójść na żywioł i następnego dnia być gdzie indziej. Poza tym zawsze mogę przesunąć w ostatniej chwili wyjazd o kilka dni, jeśli np. wydarzy se coś ciekawego, pojawi jakaś inna propozycja. Zawsze cudownie wypoczywam w taki sposób i dziękuję losowi, że nie urodziłam się Niemcem:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wróciłam :) Miło widzieć pierwszy komentarz :)

    Ja również się nie urodziłam Niemką, ale doceniam zdecydowanie możliwości jakie stworzyli. Czemu by z nich nie skorzystać?

    Właśnie wróciłam z urlopu i jestem nader zadowolona (posiłków 'na godzinę' nie było ;) ). No, za wyjątkiem jutrzejszego powrotu do pracy. Siedzenie 7 godzin przed komputerem wydaje mi się teraz abstrakcją ;)

    Spontaniczność urlopowa została u mnie dosyć brutalnie wykorzeniona przez naszą polską rzeczywistość. W mojej pracy od maja do października bardzo trudno o spontaniczny urlop, a nasze wybrzeże jest droższe niż zagraniczne wojaże, a pomimo to niektóre miejscowości mają 100% obłożenie w piękną pogodę... i tak by można wymieniać... Każdy widzi swoje za i przeciw takim planom - i dużo tutaj zależy nie tylko od sytuacji finansowo zawodowej, ale i dotychczasowych doświadczeń (trzy lata temu pracowałam na polskim wybrzeżu więc wiem, jak spontaniczność może się skończyć). Należę do osób ceniących wygodę, ale nie zamierzam za nią bezsensownie przepłacać (np. kupione pół roku wcześniej bilety lotnicze kosztują grosze, w ostatniej chwili - majątek, wcześniejsze myślenie o urlopie pomaga też bez większych wyrzeczeń zgromadzić fundusze). Spontaniczność jest dobra, kiedy jest dopasowana do charakteru i sytuacji - w lipcu mam właśnie tego rodzaju wyjazd, planowany jedynie pod względem zapewnienia sobie urlopu i zawczasu myśli o funduszach. Wyjazd jest jednak krajowy. Nie wiem, czy bym się odważyła jechać w ciemno bez żadnej wiedzy i planów do kraju, którego znajomość realiów jest u mnie mocno powierzchowna. Ale jak komu pasuje :)

    A rower też mam, służy mi jednak jako środek miejskiej lokomocji i relaksu... ;)

    Na urlopie myśli płyną swobodnie, więc nowe wpisy pojawią się niebawem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy wpis. Dluzszy urlop tez zawsze rezerwuje duuuzo wczesniej, po to aby dostac pokoj, jaki chce, a nie jaki pozostal, kupic tanie bilety, a nie przeplacac pozniej. Krotsze wypady na weekend sa bardziej spontaniczne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pracowałaś w Mielnie? Ja też tam pracuję! Może nawet w tym samym hotelu? ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pracowałam w Mielnie przed czterema laty...

    OdpowiedzUsuń