listopada 09, 2012

Google przegięło, czyli wnerw człowieka lubiącego swoją anonimowość

Mam kilka kont w google służących do różnych rzeczy. Prywatne, służbowe i takie do przerobienia się na totalnego anonima dla osób trzecich w sieci. W końcu trzeba uważać, co się w świat wysyła, a już zwłaszcza pod swoim nazwiskiem albo firmą.

W Google nie tylko ostatnio trwa pogoń, by zgnębić osobniki chcące anonimowości. Dzisiaj kolejne usługi, tak przy piątku, przerobiły się ni stąd ni zowąd na wprowadzone nazwisko - mimo że wcześniej wszystkie opcje były pozaznaczane odpowiednio i przy pytaniach  dot. prywatności ( również wszystko niby było ok, jak definiowałam, że dane firmy czy nazwisko mają pozostać ukryte). Do czasu.

Parę godzin nie minęło od ostatniego update'a (np. wczoraj na youtube zaznaczałam w związku ze zmianą, co ma się wyświetlać, etc.), dzisiejszy ranek znów przyniósł zmianę. Prawie wszędzie gdzie to tylko możliwe wyciągnęło moje nazwisko ;( zamiast deklarowanych w ustawieniach nazw. Dla przykładu tego nieszczęsnego youtuba, wszystkie moje playlisty, zachomikowane czy wgrane przeze mnie video poznikały. Nawet jak coś im się tylko zepsuło - a nie zamierzone zrobienie użytkownika w trąbę - to duuuuży minus.
Ja dziękuję za wszystko podstawione w sieci pod moje imię i nazwisko i taką pewność że nic nie zniknie. Jakbym tak chciała, taki był mój zamiar, to od razu bym je udostępniła.

I za Chiny Ludowe nie mogę zmienić tego. Na pochybel z nimi, czas powyłączać niektóre usługi.

p.s. Dla tych co inteligentnie wskażą  opcję "przywróć..." koło nazwiska, nie da rady przywrócić starej nazwy bo nie rozpoznaje że należała do ciebie. Szczęśliwie nie mam na youtubie firmowego kanału podpiętego pod osobisty adres mailowy, ciekawe co dziś dzieje się na takich kontach...

listopada 04, 2012

Od przybytku głowa boli

Czuję się dzisiaj jak pociągi dalekobieżne. Załadowana na maksa, i wszyscy wokół oczekują cudów. 

Na tapecie mam teraz trzy projekty. Jeden króciutki, na około tydzień intensywnej pracy i ma zacząć zarabiać już pod koniec grudnia. Inny na pół roku (duuuża inwestacja, wpędzająca mnie w palpitacje serca z powodu jej ceny :D ), a jeszcze inny wlecze się za mną od sierpnia i wziąć się za niego nie mogę. Nie mam na niego weny.

Do tego dochodzi normalna praca, przygotowanie do egzaminu ustnego, w głowie plącze mi się temat na dwa następne projekty i możliwość zmiany głównego zleceniodawcy. Szare komórki zaczynają u mnie się przegrzewać.